Brutalna pacyfikacja protestów w obronie Aleksieja Nawalnego i wcześniejsze jego aresztowanie symbolicznie otworzyły nowy etap w historii putinowskiej Rosji. Reżim może dalej funkcjonować tylko dzięki sile i represjom. Miniony r. 2020 uświadomił Władimirowi Putinowi, że nigdy już nie zyska poparcia większości Rosjan. To koniec demokracji w Rosji, nawet tej pozorowanej. Ale też początek końca władzy Putina.
Nie wiadomo, czy Władimir Putin spodziewał się, że tak szybko dojdzie do ciężkiej próby dla jego reżimu. Bez wątpienia wyciągnął wnioski z przykrych doświadczeń Alaksandra Łukaszenki. Dlatego też jeszcze w grudniu 2020 rosyjski parlament uchwalił szereg zmian w prawie, które jeszcze mocniej ograniczyły resztki wolności w Rosji i tym samym ułatwiły represje państwa wobec obywatela. Główne zagrożenie dla swej władzy Putin widzi już nie na zewnątrz, ale w samym kraju. Ta ewolucja zaczęła się mniej więcej rok temu, wraz z uruchomieniem procesu zmian w konstytucji pozwalających prezydentowi pozostać na Kremlu de facto dożywotnio. Przyjmowanie kolejnych ustaw kagańcowych i represyjnych, zwiększanie kompetencji i finansowania wewnętrznych struktur siłowych (nawet kosztem regularnej armii), wreszcie zamach na Aleksieja Nawalnego – to wszystko służyło przygotowaniom na obecny kluczowy rok. Wydarzenia na Białorusi tylko utwierdziły Kreml w tym przekonaniu.
Początek roku potwierdził zaostrzenie kursu polityki wewnętrznej władz i kolejny krok w stronę klasycznego autorytarnego reżimu. Aleksiej Nawalny trafił za kraty, wszczęto przeciwko niemu kolejną sprawę karną. Ministerstwo sprawiedliwości dodało grupę osób do listy „zagranicznych agentów”, zgodnie z nowymi przepisami umożliwiającymi uznanie za takiego agenta praktycznie każdego obywatela lub podmiot prawny w Rosji. Uchwalono też nowe restrykcje wobec publicznych demonstracji, a blokowanie ulic zostało wyjęte spod prawa. Za „oszczerstwo” w internecie można dostać nawet dwa lata więzienia. Władza ma też większe możliwości blokowania stron internetowych, jeśli uzna, że cenzurują treści z rosyjskich mediów państwowych. To ostatnie to kij na takich potentatów jak Facebook czy YouTube.
Rosja staje się coraz bardziej autorytarna. Co przy tym charakterystyczne, to samoizolacja Putina i jego delegowanie do zadań rządu, gubernatorów, parlament i siłowików. W skrócie: FSB ma za zadanie zwalczyć opozycję, rząd ma ogarnąć gospodarkę, zaś gubernatorom została walka z pandemią. Sam prezydent staje się w coraz większym stopniu symbolem. Gwarantem status quo, ale niemającym czasu na przyziemne kłopoty, bo zajmuje się globalnymi sprawami. Putin przez ostatni rok oderwał się od bieżącej politycznej rzeczywistości i załatwiania spraw Rosjan. Odizolowany w bunkrze (nie wiadomo nawet gdzie dokładnie), czasem twarzą w twarz spotyka się tylko z najbardziej zaufanymi współpracownikami. To oznacza, że dużo większą niż kiedyś częścią zadań obarczył swoich ludzi. Ale to też oznacza osłabienie jego osobistej władzy.
Lider rosyjskiej opozycji i działacz antykorupcyjny Aleksiej Nawalny (C) bierze udział w marszu pamięci Borysa Niemcowa z okazji piątej rocznicy zamachu na jego życie, Moskwa, Rosja, 29 lutego 2020 r. Niemcow był liberalnym politykiem i znanym krytykiem prezydenta Rosji Władimira Putina, został zamordowany 27 lutego 2015 r.
Kluczowy rok
Tak bardzo skupiony na sprawach wewnętrznych Kreml nie był chyba od 2012 r. Przyszłość reżimu zależy od przetrwania pandemii koronawirusa i wygranej w wyborach do Dumy. Polityka zagraniczna zeszła na plan drugi, tym bardziej że środowisko międzynarodowe zmienia się – z punktu widzenia Kremla – w korzystnym kierunku. Jeśli reżim przetrwa 2021 r., Putin ma wszelkie szanse, by dotrwać do co najmniej końca obecnej kadencji, jeśli zdrowie mu na to pozwoli. Coraz więcej wskazuje na to, że może dojść do powtórki operacji sukcesyjnej z 1999 r. Reżim wyczerpał obecną formułę, nie ma nic do zaproponowania Rosjanom. Już teraz postrzega się Putina jako „przywódcę schodzącego”. Nawet cała operacja zmiany konstytucji i umożliwienia dożywotniego panowania Putinowi wcale nie pomogła zresetować „zegara” jego rządów. Przeciwnie, wręcz mu zaszkodziła. 2021 r. jest pierwszym rokiem nowej fazy władzy, czasu stagnacji i utrzymywania panowania przy pomocy coraz poważniejszych represji.
Dlaczego właśnie 2021 r. jest tak ważny? Bo właśnie w tym roku mają się odbyć wybory do Dumy. To będzie ostatni poważny sprawdzian wyborczy aż do końca obecnej kadencji Putina. Sprawdzian zapewne najtrudniejszy od wielu lat, co pokazało zmanipulowane głosowanie „ogólnokrajowe” nad zmianami w konstytucji latem ub.r. Wybory będzie dużo trudniej sfałszować, Putin i partia Jedna Rosja tracą zaufanie i poparcie. Pandemia koronawirusa przyspieszyła trend, któremu początek dały podniesienie wieku emerytalnego i podwyżka podatków w 2018 r. Tym trudniej będzie osiągnąć zakładany wynik – a można oczekiwać, że Kreml zechce zapewnić Jednej Rosji większość konstytucyjną, przy okazji dokonując zmian w tzw. opozycji systemowej. W obecnym niestabilnym okresie takie ugrupowania jak komuniści czy LDPR Żyrinowskiego nie są w odczuciu Kremla wystarczająco lojalni. Stąd plany ich osłabienia poprzez wprowadzenie do Dumy nowego (nowych?) partii, które zaczęły powstawać w ubiegłym roku.
Uciekający od ludzi, izolujący się Putin nie robi dobrego wrażenia, zwłaszcza w sytuacji, gdy jego ekipa nie za dobrze radzi sobie z pandemią. Jeśli dodać do tego załamanie zysków ze sprzedaży ropy i gazu, to ekonomiczne perspektywy Rosji na ten czas nie wyglądają optymistycznie. To kolejny rok z rzędu, kiedy spadają realne dochody Rosjan. A przecież to sytuacja ekonomiczno-socjalna jest głównym powodem rosnącego niezadowolenia ludzi. Wielkie uliczne demonstracje, powtórka białoruskiego scenariusza – tego boi się Kreml.
Ostatnia potężna fala protestów miała miejsce zimą 2011/2012.Wtedy ludzie wyszli na ulice, by protestować przeciwko sfałszowaniu wyborów do Dumy oraz zapowiedziom powrotu Putina na Kreml. Biorąc pod uwagę dzisiejszą faktyczną popularność partii rządzącej wśród Rosjan, to żeby utrzymać status quo w Dumie, reżim musi sfałszować wybory w stopniu niewidzianym jeszcze od początku panowania Putina. To musi wywołać społeczny wybuch. Dlatego już teraz Kreml robi wszystko, aby z wyprzedzeniem to uniemożliwić lub co najmniej maksymalnie ograniczyć. Dlatego zdecydowano się na tak drastyczne posunięcie jak zamach na Nawalnego. Tylko on bowiem ma zdolność koordynowania ogólnokrajowych protestów, co pokazały dwa ostatnie styczniowe weekendy. Nawet zza krat Nawalny jest groźniejszy niż cała liberalna demokratyczna opozycja, podzielona i zmarginalizowana. Stąd zaostrzenie prawa, które otwiera de facto drogę do delegalizacji wszelkiej publicznej aktywności osób i organizacji, uznanych przez reżim za niebezpieczne.
Zagraniczni agenci
Pierwszym krokiem ograniczania wolności w świetle prawa były zmiany w ustawach odnoszących się w różny sposób do kwestii wyborów i praw wyborczych – co zresztą pokazuje, że już wtedy reżim za największe ryzyko uznawał wszystko, co wiąże się z wyborami parlamentarnymi w 2021 r. Wspomniane modyfikacje wprowadzono jeszcze wiosną ub.r., akurat bezpośrednio przed głosowaniem nad zmianami w konstytucji (lipiec 2020). Z jednej strony miało to na celu „korektę” wyników wspomnianego pseudoreferendum, ale z drugiej było swego rodzaju poligonem doświadczalnym przed wyborami do Dumy w 2021. Dlatego zaostrzone zostały procedury rejestracji kandydatów. Jeszcze poważniejszym ograniczeniem okazało się poszerzenie listy przestępstw, które odbierają skazanej osobie bierne prawo wyborcze. Dodano do spisu takie wykroczenia, aby łatwiej uniemożliwić start w wyborach osobom uznanym przez reżim za niepożądane. Uchwalono też przepisy poważnie utrudniające możliwość wskazywania na fałszerstwa wyborcze, takie jak to o głosowaniu kilkudniowym czy o poszerzeniu możliwości głosowania poza lokalem wyborczym (to zastosowano na dużą skalę już w głosowaniu nad zmianami w konstytucji).
Jeśli wiosenne zmiany prawne skupiały się na wyborach/głosowaniu, to drugi etap zmian w prawie – uchwalonych w końcówce 2020 r. – miał na celu szeroki zakres drastycznego ograniczenia aktywności obywatelskiej. Główna zmiana – zaostrzenie zapisów ustawy o „agentach zagranicznych”. A oprócz tego wzmocnienie cenzury w internecie i właściwie likwidacja wolności zgromadzeń. Generalnie władza ograniczyła poważnie swobodę działania i tym samym wystawia na większe ryzyko organizacje pozarządowe, niezależnych aktywistów i dziennikarzy.
23 grudnia 2020 r. niższa izba rosyjskiego parlamentu przyjęła szereg dokumentów jeszcze mocniej ograniczających demokratyczne procesy i wolność słowa w Rosji. Najistotniejsza to ustawa wprowadzająca zmiany do tej istniejącej od 2012 r., a traktującej o „zagranicznych agentach”. Oznacza ona faktycznie znaczne rozszerzenie działania tego kontrowersyjnego prawa na osoby fizyczne i organizacje oraz wprowadza nowe restrykcje. To kolejne zaostrzenie ustawy. W 2017 r. np. za „zagranicznych agentów” uznano szereg finansowanych z zagranicy mediów. Teraz wprowadzono jeszcze bardziej drakońskie przepisy. Za wspomnianego „zagranicznego agenta” może być uznany każdy obywatel, który „prowadzi na terytorium Federacji Rosyjskiej w interesach obcego państwa działalność polityczną i/lub celowo zbiera informacje dotyczące wojskowej i wojskowo-technicznej aktywności FR”, które po przekazaniu za granicę „mogą być użyte przeciwko bezpieczeństwu Federacji Rosyjskiej”. Pięć lat więzienia przewidziano dla „inoagentów”, którzy nie zawiadomili resortu sprawiedliwości, że gromadzą informacje z obszaru wojskowej i wojskowo-technicznej działalności.
Jakie warunki trzeba spełnić, żeby znaleźć się w kategorii „zagraniczny agent”? Zgodnie z ustawą za takiego mogą być uznane osoby, które otrzymują zagraniczne fundusze na działalność polityczną (i inną pomoc, w tym organizacyjną), a także niezarejestrowane polityczne organizacje non-profit z zagranicznym finansowaniem oraz stowarzyszenia publiczne niezarejestrowane jako osoby. W takim wypadku zobowiązuje się je do zgłoszenia wniosku o wpisanie na listę „zagranicznych agentów”, po czym regularnie będą one zgłaszać raporty z działalności w ministerstwie sprawiedliwości. Poprawki poszerzają możliwości dotyczące takiej „klasyfikacji”. Wcześniej trzeba było do tego otrzymywać finansowanie z zagranicy. Teraz wystarczy, żeby państwowe organy uznały, że działalność tych osób realizowana jest w interesach innego państwa. Jak z kolei ustawa definiuje działalność polityczną, za którą można być uznanym agentem? Wystarczy choćby uczestniczenie w wiecach i pochodach, udział w partii politycznej, zaangażowanie w wybory czy przeprowadzanie badań społeczno-politycznych i ankietowanie obywateli.
Uznanie kogoś za „zagranicznego agenta” oznaczać będzie poważne ograniczenia jego praw. Taki obywatel nie otrzyma możliwości zajmowania stanowisk w administracji państwowej i lokalnej. Nie uzyska też dostępu do tajemnicy państwowej. Co pół roku będzie zobligowany składać sprawozdanie o swojej działalności i wydatkowaniu funduszy pochodzących z zagranicy. W myśl nowego prawa do agentów zaliczą się też korespondenci zagranicznych mediów. Zaostrzenie przepisów uderza również w organizacje pozarządowe niebędące podmiotami prawnymi. W przypadku zakwalifikowania jako „zagranicznego agenta” będą musiały składać w ministerstwie sprawiedliwości dokumenty o planowanych działaniach, a potem o ich realizacji. Uwagę zwraca też zapis, że media – publikując materiały na temat osób lub organizacji mających status „zagranicznego agenta” – będą zobowiązane zamieścić taką informację. Duma przyjęła też projekt ustawy, który przewiduje karę do 5 lat więzienia dla osób fizycznych uznanych za takich agentów, które nie złożą raportów o swojej działalności albo też nie zwrócą się o włączenie ich do rejestru.
Prezydent Rosji Władimir Putin (z prawej) i prezydent Kirgistanu Sadyr Japarow podczas spotkania na Kremlu, Rosja, 24 lutego 2021 r.
Ustawy kagańcowe
Inne prawo, uchwalone 23 grudnia 2020, wprowadza zakaz finansowania publicznych wydarzeń przez zagraniczne rządy, organizacje, obywateli, bezpaństwowców, osoby fizyczne i stowarzyszenia uznane za „zagranicznych agentów”, anonimowych darczyńców oraz rosyjskie organizacje zarejestrowane mniej niż rok przed próbą przekazania finansowego wsparcia na wydarzenie publiczne. Ta ustawa uniemożliwia tak naprawdę działalność publiczną opozycji. Zgodnie z przepisami o zakazie zagranicznego finansowania wieców i innych publicznych imprez, organizatorzy masowych akcji przy złożeniu dokumentów przed ich przeprowadzeniem powinni wskazać konto, na które będą wpływały środki.
23 grudnia 2020 Duma przyjęła też ustawę, która pozwala państwowemu organowi regulacji mediów Roskomnadzor blokować strony internetowe „dyskryminujące” rosyjskie media. To uderzyć może w wielkie serwisy społecznościowe w rodzaju YouTube’a, Facebooka, Twittera. Inna ustawa przyjęta przez Dumę wprowadza karę więzienia dla osób uznanych za winnych zamieszczania „oszczerczych” komentarzy w internecie lub mediach tradycyjnych. Osoba skazana za oszczerstwo w sieci może dostać nawet 2 lata więzienia i grzywnę do 1 mln rubli (13,3 tys. dolarów). Za „oszczercze” oskarżenia o gwałt lub inne ciężkie przestępstwa można pójść za kraty nawet na 5 lat.
Ograniczaniu praw obywateli towarzyszy poszerzanie uprawnień struktur siłowych, co potwierdza, iż reżim stawia już tylko na represje i zmuszanie, a nie przekonywanie obywateli do akceptacji władzy. Świadomość Putina, że ostatnią jego redutą jest aparat bezpieczeństwa, to najpewniej główny, obok czekistowskiej solidarności, powód, dla którego afera z Nawalnym wcale FSB nie zaszkodziła. Przeciwnie. Federalna Służba Bezpieczeństwa dostanie więcej uprawnień i pieniędzy.
Pojawił się właśnie prezydencki projekt, który przewiduje, że prezydent lub rząd będą mogli ustalać miesięczne i inne dodatkowe wypłaty na rzecz pracowników FSB poza tymi przewidzianymi już ustawą. Wypłaty będą zależeć od tego, jak złożone, duże i ważne są zadania przez nich realizowane. Co więcej, Putin podpisał dokument, który pozwala utajniać informacje nie tylko o zawodowych działaniach sędziów, prokuratorów, pracowników Komitetu Śledczego, FSB i określonych kategorii wojskowych, lecz też dane dotyczące życia prywatnego. 22 grudnia 2020 r. Duma przyjęła poprawki do Ustawy o państwowej ochronie sędziów, urzędników organów ścigania i kontrolujących. 30 grudnia 2020 prezydent podpisał ustawę mówiącą o zakazie ujawniania informacji o działalności operacyjnej i prywatnym życiu pracowników struktur siłowych. Dokument przewiduje możliwość zakazu wydania danych o sędziach, prokuratorach, pracownikach Komitetu Śledczego, FSB i określonych kategorii wojskowych nawet w sytuacji, gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia ich bezpieczeństwa. Inicjatorzy zmian w ustawie uważają, że środek ten można stosować w przypadkach zagrożenia życia lub zdrowia, w związku z czynnościami służbowymi pracowników.
Również w uzasadnieniu projektu zauważono, że ostatnio w internecie zaczęły pojawiać się informacje o życiu prywatnym funkcjonariuszy bezpieczeństwa, co może negatywnie wpłynąć na ich pracę. Dokument wprowadza także zmiany do ustawy o działalności operacyjno-śledczej, które zabraniają ujawniania informacji zawartych we wnioskach kierowanych do obywateli i organizacji. Teraz takie informacje mogą być upublicznione tylko za zgodą przedstawiciela władz prowadzącego konkretne działania operacyjno-śledcze. Zakaz nie będzie dotyczył informacji ujawnionych na jawnej rozprawie sądowej oraz w oficjalnych komunikatach prokuratury i sądu w mediach lub w internecie. W zamian za te i kolejne przywileje dla siłowików, głównie FSB i Rosgwardii, Putin oczekuje od nich pełnej lojalności. Czy to zadziała? Przekonamy się w tym roku, gdy skumulować mogą się protesty przeciwko sfałszowaniu wyborów, protesty regionalne i te o socjalnym podłożu.
„Nowa” Rosja
Wprowadzane w ostatnim czasie zmiany w prawie, jak też brutalne działania władzy wobec Nawalnego i jego zwolenników, wpisują się w nakreślony na Kremlu scenariusz kontynuacji reżimu. Choć zmiana konstytucji wprowadzona w 2020 r. umożliwia Putinowi ponowny start w wyborach prezydenckich w 2024 r., jest to mało prawdopodobne. Prezydent wie, że im dłużej będzie trzymał się władzy, tym bardziej dramatyczny może być jego koniec.
2021 r. będzie więc ważnym okresem pisania planu transferu władzy i rozglądaniem się za następcą. Należy pamiętać, że poszukiwania sukcesora Borysa Jelcyna zaczęły się niemal nazajutrz po jego reelekcji w 1996 r. I dopiero trzy lata później zapadła decyzja. Zresztą Putin wcale nie był pewniakiem. Przed nim próbowano innych potencjalnych „delfinów”, choćby Jewgienija Primakowa, Siergieja Kirijenkę, a zwłaszcza Siergieja Stiepaszyna. Wszyscy oni stali na czele rządu. Czy to oznacza, że Michaił Miszustin, premier od roku, może być tym następcą? Z pewnością zmiany w rządzie w listopadzie 2020 r. i wprowadzenie większej liczby ministrów – lojalnych bardziej nawet wobec premiera niż Putina – sugerują, że Miszustin buduje własną silną pozycję polityczną. Ale raczej skończy się tak jak z Wiktorem Zubkowem przed wyborami w 2008 r. Został premierem, ale swojego następcę (na jedną kadencję) Putin wybierał spośród dwóch wicepremierów: Siergieja Iwanowa i Dmitrija Miedwiediewa. Ostatecznie wygrał ten drugi. Zresztą i teraz wskazywany jako jeden z faworytów do zastąpienia obecnego prezydenta. Po to miał być zdjęty z funkcji szefa rządu, gdzie łatwiej traci się popularność ludzi, niż się ją zyskuje (zwłaszcza w tak ciężkich czasach), i trafił na bezpieczne stanowisko wiceszefa Rady Bezpieczeństwa. Więcej jednak przemawia za wskazaniem jednego z byłych oficerów aparatu bezpieczeństwa, obecnie zajmujących wysokie stanowiska w administracji, choćby gubernatora Tuły Aleksieja Diumina. Za takim scenariuszem przemawia też wiek tych potencjalnych następców.
Udana realizacja takiego planu wymaga jednak zabezpieczenia informacyjnego. Dotychczas reżim czekistowski imitował demokrację w Rosji i skupiał się na manipulacji informacją. Teraz zrzucił maskę. Wynika to nie tylko z wyczerpania pomysłów reżimu na dalsze manipulowanie Rosjanami, lecz też głębokich zmian w środowisku informacyjnym. Póki głównym źródłem informacji dla nich była telewizja i prasa, łatwiej było Kremlowi narzucać swoją narrację.
Jednak rozwój internetu i większy dostęp do alternatywnych źródeł wiadomości powoduje, że dużo trudniej i kosztowniej działać państwu na tym polu. Niezależne badania wskazują, że już znacznie więcej Rosjan jako źródło pozyskiwania wiedzy o kraju i świecie wskazuje internet, a nie telewizję. To samo dotyczy zaufania do źródła informacji. Drugim kluczowym elementem jest zmiana koncepcji opozycji. Wiadomo, że kandydaci władzy muszą mieć jakichś rywali. Jeśli nie może to być uwięziony Nawalny, pozostaje opozycja „systemowa”, ale i to budzi wątpliwości w obecnej sytuacji. Kryminalizacja „niesystemowej” opozycji (Nawalny, demokraci, ludzie na ulicach) powoduje, że koncepcja opozycji „systemowej” staje się przestarzała i niepotrzebna z punktu widzenia władz. Kreml stawia wszystko na swoich ludzi, nie ma już miejsca na kogoś pośrodku. Logika autorytarnej władzy wymaga jasnego układu: swoi kontra obcy.