Autor: Prof. Tomasz Grzegorz Grosse
Objęcie stanowiska prezydenta USA przez Joe Bidena zapowiada zmianę w polityce największego mocarstwa zachodniego po rządach ustępującego prezydenta Donalda Trumpa. Celem artykułu będzie analiza wpływu zmiany warty w Waszyngtonie na Unię Europejską w wymiarze geopolitycznym, gospodarczym i politycznym. Najważniejsze trendy widoczne wcześniej w polityce amerykańskiej będą kontynuowane, choć wiele zmieni się w warstwie symbolicznej, narracji i deklarowanych wartościach. W tym ostatnim wypadku wpływ nowej administracji na procesy integracyjne może być szczególnie negatywny.
Oczekiwane zbliżenie dawnych sojuszników
Przejęcie władzy przez Joe Bidena w Stanach Zjednoczonych zostało przyjęte z entuzjazmem w Berlinie. Wielkie były też oczekiwania nowej administracji w zakresie odnowienia więzi sojuszniczych z Europą. Niemcy są traktowani jako kluczowy partner. Mają rosnące znaczenie dla polityki całej UE, a dodatkowo postrzega się ich jako bardziej przyjaznych Ameryce niż np. elity francuskie. Niemniej odnowienie relacji transatlantyckich będzie dokonywało się głównie w warstwie retoryki i gestów. W dalszym ciągu problemem są poważne różnice strukturalne między obiema stronami Atlantyku.
Dla zwolenników zbliżenia USA i UE najważniejsza jest wola odbudowania wzajemnych relacji po trudnej prezydenturze Donalda Trumpa. Biden zadeklarował powrót Stanów Zjednoczonych do paktu klimatycznego i Światowej Organizacji Zdrowia, co było oczekiwaniem strony unijnej. Ponadto politycy z obu stron Atlantyku zapowiadali chęć zreformowania Światowej Organizacji Handlu. Dojście Bidena do władzy stwarza szansę na powrót USA do porozumienia z Iranem, choć to nie będzie łatwe, biorąc pod uwagę odstępstwa Teheranu od uzgodnień dotyczących jego programu jądrowego, a także wspieranie grup terrorystycznych. Niemniej możliwe jest zdjęcie sankcji amerykańskich z europejskich firm prowadzących interesy z reżimem ajatollahów.
Strukturalne rozbieżności
Wśród czynników strukturalnych mogących utrudnić zbliżenie transatlantyckie jako pierwszy należy wymienić postrzeganie Ameryki w Europie Zachodniej. Przykładowo tylko 26 proc. Niemców myśli pozytywnie o USA, a bardziej ceni relacje z Francją[1]. W jednym z badań Niemcy opowiedzieli się za rozwojem kooperacji z Rosją i Chinami, a większość respondentów domagała się ograniczenia relacji z USA[2]. Według sondażu Pew Research Center[3] tylko jedna trzecia Niemców uznała, że Stany Zjednoczone respektują wolności obywatelskie i prawa człowieka. Wpływowi dziennikarze uznają Amerykę za kraj mający poważne kłopoty z demokratycznymi standardami, a także znajdujący się na progu wojny domowej[4]. To pokazuje, że na płaszczyźnie wartości społeczeństwo niemieckie coraz bardziej krytycznie ocenia sojusz atlantycki. Nie ma też zaufania do długofalowej wiarygodności Ameryki.
Drugim czynnikiem strukturalnym są różnice gospodarcze. Dotyczą one m.in. ciągnącego się już kilkanaście lat sporu o subsydia z jednej strony dla Boeinga, a z drugiej Airbusa. Ostatnim akordem w tym konflikcie było podwyższenie ceł pod koniec grudnia 2020 r. przez jedną z agencji amerykańskich na części samochodowe i wino sprowadzane z Europy. Nowa administracja w Waszyngtonie będzie musiała podjąć wyzwanie sięgającego 170 mld dolarów deficytu handlowego z UE. Z tym związany jest konflikt o import amerykańskiej żywności do krajów związku, a także inne wrażliwe kwestie. Do tego dochodzą spory o opodatkowanie amerykańskich firm internetowych w UE, a także inne działania Brukseli mające przełamać dominację tych korporacji na rynku wewnętrznym Unii. Większość ekspertów nie wierzy, że uda się powrócić do rozmów o partnerstwie inwestycyjnym i handlowym. Wątpliwe jest, aby Europa przyłączyła się do amerykańskich oczekiwań w zakresie „rozdzielenia technologicznego” (ang. technological decoupling) Zachodu od ChRL, choć administracji Trumpa udało się zniechęcić wielu członków Unii do wykorzystywania chińskiej technologii 5G[5].
W tym kontekście należy spojrzeć na wysiłki prezydencji niemieckiej w UE, aby jak najszybciej dopiąć umowę inwestycyjną z Chinami. Niemcom zależało na otwarciu dostępu do chińskiego rynku dla europejskich samochodów, zwłaszcza elektrycznych, a także usług komputerowych, finansowych i zdrowotnych. Jednocześnie starali się zmniejszyć przymusowy transfer technologii do Chin, będący wcześniej warunkiem dostępu do tego rynku zbytu. Dla niemieckiej prezydencji ważna była próba ograniczenia skali subsydiów chińskich dla rodzimych przedsiębiorstw, a przynajmniej uczynienie ich bardziej transparentnymi. Niemniej przedstawiciele Bidena odebrali pośpiech negocjacyjny Europejczyków z najwyższym niepokojem. Oznacza on bowiem, że mniej prawdopodobny jest wspólny front transatlantycki na rzecz wymuszania na ChRL stosowania się do reguł wzajemności w relacjach z Zachodem. Dla negocjatorów chińskich sprawą wielkiej wagi były nie tylko kwestie gospodarcze, lecz także geopolityczne. Chodziło o „wbicie klina” między UE a USA, a zwłaszcza niedopuszczenie do stworzenia ich wspólnego frontu antychińskiego. Dlatego Pekin szedł na ustępstwa, aby umowę z Unią zawrzeć zanim władzę w Waszyngtonie przejmie ekipa Bidena. Niemcy nie chcą się też pogodzić z amerykańskimi sankcjami nałożonymi na gazociąg Nord Stream i zamierzają dokończyć jego rozbudowę. Problem ten wykracza daleko poza sferę interesów ekonomicznych.
Trzecim czynnikiem rozbieżności transatlantyckich jest geopolityka. Najlepsza ilustracja tego zjawiska to postulat autonomii strategicznej forsowany od wielu lat przez elity francuskie. W ich rozumieniu należy zwiększać niezależność Unii od NATO i Waszyngtonu. Dla części elit niemieckich taki postulat jest zbyt daleko idący, gdyż sama Europa nie posiada odpowiednich zdolności obronnych. Według niemieckiej minister obrony rozbudowa europejskiego potencjału wojskowego powinna zmierzać do uzupełnienia struktur NATO, a nie do ich zastępowania[6]. Wypowiedź Annegret Kramp-Karrenbauer wywołała gwałtowny sprzeciw Emmanuela Macrona, który uznał ją za pomyłkę o historycznym wymiarze[7]. Duża część komentatorów francuskich i niemieckich dodawała, że Stany Zjednoczone będą stopniowo zmniejszać swoje zaangażowanie w Europie. Dowodzili tym samym, że istnieje konieczność zbudowania suwerenności europejskiej, a więc osobnego bieguna geopolitycznego, nie tak ściśle powiązanego z USA, a jednocześnie mającego własny potencjał w kluczowych sektorach gospodarki i bezpieczeństwa. Bazą dla tej myśli strategicznej są głównie interesy niemieckie i francuskie, w tym interesy przemysłowe obu krajów.
Prezydent Chin Xi Jinping (z prawej) i prezydent Rosji Władimir Putin (z lewej) podczas spotkania z okazji 11-tego szczytu BRICS w Brazylii, 13 listopada 2019 r.
Ofensywa radykałów
Po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa na amerykański Kapitol liberalne media nie skupiły się na problemie zaskakująco słabego zabezpieczenia Parlamentu i na tym, jak należałoby poprawić działania odpowiednich służb w przyszłości. Zamiast tego wykorzystano okazję do rozprawienia się z Trumpem i jego zwolennikami. Joe Biden określił ich mianem terrorystów[8], a więc wyrzucił poza nawias demokratycznej polityki. Konta urzędującego prezydenta na Twitterze i Facebooku zostały wyłączone. Rozpoczęto impeachment Trumpa, pomimo tego, że w międzyczasie zakończył on już swoje urzędowanie. Trudno nie dostrzec w tym próby zniszczenia przyszłości politycznej zarówno Trumpa, jak i trumpizmu.
Wielu socjologów amerykańskich podejmuje problem zanikającej klasy średniej w USA, która była dotąd podstawą stabilności tej demokracji[9]. Do tego kryzysy zdrowotny i gospodarczy zwiększyły radykalizację po obu stronach spektrum politycznego. Niemniej protesty lewicy i prawicy nie były traktowane tą samą miarą przez liberalny establishment i powiązane z nim media. Gwałtowne wystąpienia BLM lub Antify legitymizowano, zaś zwolenników Trumpa odsądzano od czci i wiary. Sukces Bidena wynikał m.in. z ofensywy progresywnej lewicy i jej wsparcia przez liberalne elity, co do pewnego stopnia czyniło prezydenta-elekta zakładnikiem ekstremistycznych sił w jego obozie. Będą więc podejmowane kolejne działania stygmatyzujące i wykluczające z polityki radykałów na prawicy. To jednak raczej pogłębi polaryzację i destabilizację wewnętrzną w największym mocarstwie Zachodu. Ponieważ postulaty progresywnej lewicy są coraz częściej obecne w polityce zagranicznej Waszyngtonu może to utrudnić relacje USA z niektórymi sojusznikami.
Tak jak kilka lat temu sukces Trumpa zradykalizował prawicę w Europie, tak samo kontrofensywa Bidena i progresywnej lewicy będzie ośmielała zbliżonych programowo polityków na Starym Kontynencie. W studiach europejskich wskazuje się na dwa główne etapy rozwoju integracji. W pierwszym postępy integracji były możliwe dzięki ich oddzieleniu od polityki wyborczej w państwach członkowskich, co już w 1970 r. określono mianem „zezwalającego konsensusu” (ang. permissive consensus)[10]. Jednak trwałe odpolitycznienie spraw europejskich było niemożliwe, biorąc pod uwagę rosnący deficyt demokratyczny UE. Referenda w sprawie konstytucji europejskiej oraz kryzys w strefie euro doprowadziły do „przebudzenia giganta”, jak to określił Peter Mair[11], a więc lawinowego zainteresowania integracją ze strony wyborców. W ten sposób rozpoczęła się druga faza integracji, polegająca na upolitycznieniu spraw europejskich. Naukowcy[12] określili ją mianem „ograniczającej niezgody” (ang. constraining dissensus), gdyż miała negatywny wpływ na postępy integracji. Właśnie ze względu na upolitycznienie kryzysu migracyjnego wśród wyborców trudno było politykom uporać się z tym problemem. Jednocześnie wśród elit proeuropejskich narastało przekonanie, że rozwiązania antykryzysowe są blokowane przez środowiska konserwatywne i eurosceptyczne.
Trzeci etap integracji
Parlament Europejski stał się w ostatnich latach areną dwóch erupcji emocji politycznych, które określa się mianem polityki protestu (ang. protest-based politics)[13]. Najpierw doświadczyliśmy antyeuropejskiego buntu ugrupowań sprzeciwiających się dotychczasowej trajektorii rozwoju integracji, a więc jej centralizacji i federalizacji. Wspomniane siły domagały się powrotu do modelu „Europy ojczyzn”, a więc integracji subsydiarnej względem państw i szanujących suwerenność słabszych członków Unii. Następnie pojawił się silny ruch sprzeciwu wobec eurosceptycyzmu, który był wymierzony przede wszystkim w partie narodowe, konserwatywne i chadeckie.
W ten sposób pojawiła się trzecia faza, którą można określić jako odpowiedź elit proeuropejskich na zakłócanie postępów integracji. Lekarstwem miało być jej jeszcze większe upolitycznienie, a dokładnie mobilizacja wyborców proeuropejskich wokół liberalnych i lewicowych wartości. Zgodnie z założeniami neofunkcjonalizmu liczono na zarówno przeniesienie lojalności społecznych z państw do UE, jak również europeizację identyfikacji społecznych[14]. Głównym orężem tej kontrofensywy była ideologizacja projektu europejskiego, w tym zepchnięcie oponentów na margines życia politycznego w Europie, a nawet ich stopniowe wykluczenie z oficjalnej polityki. Temu miała służyć ich stygmatyzacja jako populistów i autokratów. Zdaniem Franka Schimmelfenniga w drugiej dekadzie XXI w. aktorzy europejscy starali się zarządzać upolitycznieniem spraw europejskich w zależności od sytuacji – albo ją ograniczając, albo ją pobudzając[15]. Jednak tak silne emocje i polaryzacja polityczna, jakie towarzyszą upolitycznieniu, mogą łatwo wymknąć się spod kontroli politykom. Właśnie dlatego ofensywa środowisk lewicowych w Europie może okazać się niebezpieczna dla integracji.
Według Michaela Zürna osią sporu politycznego w UE stał się podział na zwolenników kosmopolityzmu a politykami odnoszącymi się do nadrzędnej roli narodowej wspólnoty[16]. Proponenci kosmopolityzmu chcieli oprzeć integrację europejską na uniwersalnych prawach człowieka, najczęściej odnoszących się do liberalnych i lewicowych wartości politycznych. Ofensywa środowisk lewicowych odnosiła się do polityki tożsamościowej, co niekiedy publicyści nazywają „wojną kulturową”. Chodziło o pobudzenie identyfikacji europejskiej poprzez odniesienie do kategorii „przyjaciel” i „wróg”, gdzie siłami proeuropejskimi miała być lewica, a rywalami konserwatyści i chadecy.
W ten sposób nastąpiła fuzja dwóch głównych osi sporów politycznych w XXI-wiecznej Europie, którymi były z jednej strony podział na lewicę i prawicę, a z drugiej na ugrupowania euroentuzjastyczne oraz eurosceptyczne[17]. Ugrupowania lewicowe i liberalne zawłaszczyły sobie miano proeuropejskości, a więc dobro projektu europejskiego jednoznacznie lokowały w pomysłach i wartościach pochodzących wyłącznie z własnego obozu politycznego. Natomiast przeciwnikami integracji okrzyknięto prawicę konserwatywną i chadecką, nie dostrzegając tego, że przecież w większości sprzyja ona integracji, a tylko domaga się realizacji nieco innej jej wizji. Co więcej, politycy chadeccy są zaliczani do ojców założycieli Wspólnot Europejskich, gdyż mieli ogromny wpływ na zapoczątkowanie procesów integracyjnych w powojennej Europie.
Ofensywa lewicowo-liberalna miała sparaliżować działania zwolenników Europy subsydiarnej i zdecentralizowanej. Tym samym miała utrudnić im kontestację awangardy proeuropejskiej opowiadającej się za postępującą centralizacją projektu europejskiego. Jest to system przypominający federację, ale faktycznie sterowany przez najpotężniejsze państwa członkowskie, przede wszystkim Niemcy i Francję. Może to również być ustrój coraz mniej demokratyczny, gdyż systemowo wykluczający z wpływu na władzę niektóre ugrupowania polityczne, a także państwa, jeśli miejscowi wyborcy wybiorą do władzy krytykowanych polityków.
Wysoki przedstawiciel UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borell przemawia podczas konferencji prasowej „Nowa Agenda UE-USA na Rzecz Globalnych Zmian”, Bruksela, Belgia, 2 grudnia 2020 r.
Konsekwencje strategiczne
Sukces wyborczy Bidena zwiastuje ocieplenie relacji transatlantyckich, przynajmniej w sferze deklaracji i wartości politycznych. Amerykanom zależy na odbudowie sojuszu z UE, który zamierzają wykorzystać do konfrontacji z Chinami, a także w mniejszym stopniu z Rosją. Na to jednak nie ma póki co zgody w Berlinie i Paryżu, a tym samym w Brukseli. Poprawa relacji z Waszyngtonem jest potrzebna Berlinowi w celu podtrzymania korzystnych relacji gospodarczych ze Stanami Zjednoczonymi. Z tych samych powodów politycy niemieccy nie zgodzą się na zaostrzenie konfrontacji politycznej z Chinami bądź Rosją. Z kolei duża część elit francuskich marzy o autonomii strategicznej wobec Waszyngtonu i NATO, a jednocześnie lekceważy zagrożenie płynące ze wschodu, zwłaszcza z Rosji. Dlatego preferują koncepcję wielobiegunowego świata, w ramach którego można zbudować silny biegun europejski. Taka koncepcja przecenia siły UE, ale wobec europejskiej słabości geopolitycznej unikanie konfrontacji z Moskwą i Pekinem wydaje się na krótką metę bezpieczną opcją. Wizja wielobiegunowego świata i autonomicznej roli Europy jest też zgodna z niemieckimi preferencjami gospodarczymi.
Ma to poważne konsekwencje strategiczne. Prowadzi do rozluźnienia sojuszu transatlantyckiego na płaszczyźnie wojskowej i geopolitycznej, zwiększa możliwości ekspansji Chin i odbudowy dawnych wpływów przez Rosję, wreszcie wzmacnia dominację Niemiec w Europie. To wszystko jest korzystne dla Berlina, przynajmniej w krótkiej perspektywie czasu. Zbyt silne opowiedzenie się po stronie USA w konfrontacji z Chinami i Rosją mogłoby nie tylko być kosztowne, ale co gorsza, utrudnić uzyskanie swobody geopolitycznej przez Niemcy w UE i otaczającym regionie.
Wybór Bidena na prezydenta Stanów Zjednoczonych oznacza wzmocnienie lewicy progresywnej w USA i na świecie. Będzie to zapewne miało kilka poważnych konsekwencji dla procesów integracyjnych. Spór wokół praworządności ma szansę się pogłębić, podobnie jak polaryzacja polityczna w UE. Tworzy to warunki dalszej destabilizacji projektu europejskiego. W ten sposób staje się on jeszcze bardziej wrażliwy na ingerencję ze strony konkurentów geopolitycznych ze wschodu. Obok wspierania przez nich skrajnej prawicy należy się liczyć z podobnymi działaniami na rzecz radykalnej lewicy.
ChRL i Federacja Rosyjska mają żywotny interes w osłabianiu Europy nie tylko dlatego, że jest to potencjalny sojusznik Stanów Zjednoczonych Ameryki. Zarówno dla Pekinu, jak i Moskwy – przygotowujących się do ostrej rywalizacji geopolitycznej i geoekonomicznej o nowy ład międzynarodowy – istotne znaczenie ma osłabianie Europy. Celem jest narzucenie UE jak najbardziej asymetrycznych relacji na korzyść Chin i Rosji, choćby zwiększając uzależnienie krajów Unii na płaszczyźnie ekonomicznej i technologicznej. Wspólnota ma zostać pastwiskiem, na którym będą żywić się korporacje chińskie i rosyjskie, a nie silnym ośrodkiem w polityce międzynarodowej, który mógłby narzucać własne reguły gry. Dlatego pomysł autonomii strategicznej i silnego europejskiego bieguna geopolitycznego może okazać się iluzją.
Rosnąca ideologizacja Unii jest na rękę zarówno Rosji, jak i Chinom, bo to oznacza pogłębienie podziałów i konfliktów w UE. Ideologizacja będzie też ograniczać pragmatyzm działania Brukseli wobec kolejnych kryzysów. Już obecnie widać to w postępowaniu Parlamentu Europejskiego, który ceni wyżej walkę o lewicowe wartości od zdrowego rozsądku w wielu politykach publicznych i w polityce zewnętrznej Wspólnoty. Innym skutkiem będzie rosnące upolitycznienie unijnej technokracji i sądownictwa. W ten sposób Wspólnota traci wiarygodne instytucje, które w razie potrzeby mogą nieco obniżyć temperaturę sporów, a więc zastosować taktykę odpolitycznienia, aby posunąć do przodu sprawy europejskie.
Rosnące upolitycznienie spraw europejskich nie rozwiązuje problemu deficytu demokratycznego w UE. W procesach decyzyjnych dominują bowiem największe państwa członkowskie, a nie Parlament Europejski lub parlamenty narodowe. Ponadto rosnąca ideologizacja spraw europejskich prowadzi do zaniku tolerancji w Europie i do ograniczenia dyskursu publicznego, co niszczy demokrację. Tuż po wejściu demonstrantów do amerykańskiego parlamentu pojawiły się głosy w mediach europejskich nawołujące do rozprawienia się z lokalnymi radykałami prawicowymi, a przynajmniej wprowadzenia ograniczeń dla ich działalności politycznej w internecie[18]. Zarządzanie Unią w sytuacji tak silnych emocji jest zadaniem niełatwym nawet dla największych państw, co pokazał przykład niedawnej prezydencji niemieckiej. Rosnąca polaryzacja może więc rozsadzić projekt integracyjny, tym bardziej że także w Europie klasa średnia się stopniowo kurczy. Nowa administracja amerykańska powinna więc tonować ideologiczne spory w Europie. Niestety bardziej prawdopodobną opcją jest to, że je raczej roznieci.
[1] U.S. Image Plummets Internationally as Most Say Country Has Handled Coronavirus Badly, Pew Research Center, Washington, September 2020, p. 3.
[2] Americans and Germans Disagree on the State of Bilateral Relations, but Largely Align on Key International Issues, Pew Research Center, Washington, March 2019, pp. 5, 10.
[3] U.S. Image Plummets .., op. cit., p. 8.
[4] K. Brinkbäumer, S. Lamby, Im Wahn: Die amerikanische Katastrophe, C.H. Beck, München 2020.
[5] M. Scott, How Trump won over Europe on 5G, Politico, 4.02.2021, https://www.politico.com/news/2021/02/04/trump-europe-5g-466016 [28.02.2021].
[6] A. Kramp-Karrenbauer, Europe still needs America, Politico, 2 November 2020, https://www.politico.eu/article/europe-still-needs-america/ [29.01.2021].
[7] The Macron Doctrine. A Conversation with the French President, Le Grand Continent, November 16, 2020, https://geopolitique.eu/en/macron-grand-continent/ [29.01.2021].
[8] L. Barrón-López, N. Bertrand, Biden vowed to defeat domestic terrorism. The how is the hard part, Politico, 20 January 2021, https://www.politico.com/news/2021/01/20/biden-domestic-terrorism-460832 [29.01.2021].
[9] T.A. Sullivan, E. Warren, J. Westbrook, The Fragile Middle Class: Americans in Debt, Yale University Press, New Haven 2001; P. Temin, The Vanishing Middle Class. Prejudice and Power in a Dual Economy, Cambridge 2017.
[10] L.N. Lindberg, S.A. Schein-Gold, Europe’s Would-Be Polity: Patterns of Change in the European Community, Prentice-Hall, Englewood Cliffs 1970.
[11] P. Mair, Political Opposition and the European Union, Government and Opposition, Volume 42, Issue 1, 2007, pp. 1– 7.
[12] L. Hooghe, G. Marks, A Postfunctionalist Theory of European Integration: From Permissive Consensus to Constraining Dissensus, British Journal of Political Science, 2009, vol. 39, no. 1, pp. 1–23.
[13] S. Vasilopoulou, K. Gattermann, Does politicisation matter for EU representation? A comparison of four European Parliament elections, Journal of Common Market Studies, 2021, https://doi.org/10.1111/jcms.13125.
[14] T.A. Börzel, T. Risse, From the euro to the Schengen crises: European integration theories, politicization, and identity politics, Journal of European Public Policy, 2018, vol. 25, no. 1, pp. 83–108 [86].
[15] F. Schimmelfennig, Politicisation management in the European Union, Journal of European Public Policy, 2020, 27:3, pp. 342–361.
[16] M. Zürn, Politicization compared: at national, European, and global levels, Journal of European Public Policy, 2019, vol. 26, no. 7, pp. 977–-95 [990].
[17] Na temat tych dwóch linii podziału politycznego w UE: G. Marks, L. Hooghe, M. Nelson, E. Edwards, Party Competition and European Integration in the East and West. Different Structure, Same Causality, Comparative Political Studies, 2006, vol. 39, no. 2, 155–-75; T.A. Börzel, T. Risse, From the euro to the Schengen crises: European integration theories, politicization, and identity politics, op. cit.
[18] E. Assoudeh, L. Weinberg, In western Europe, right wing terrorism is on the rise, openDemocracy, 7 January 2021, https://www.opendemocracy.net/en/countering-radical-right/western-europe-right-wing-terrorism-rise/ [29.01.2021].