Postępujące uzależnienie Białorusi od Rosji poważnie zwiększa niebezpieczeństwo dla krajów wschodniej flanki NATO. Zagrożenie ze strony reżimu Władimira Putina nie pojawiło się jednak dopiero w 2014 r. Rosja była największym problemem bezpieczeństwa dla krajów Europy Środkowej już dużo wcześniej: w obszarach gospodarki i polityki. Problem ten wciąż nie został do końca rozwiązany.
We wrześniu na poligonach Białorusi i zachodniej Rosji odbędą się ćwiczenia strategiczne Zapad-2021. To przedsięwzięcie armii rosyjskiej, ale co cztery lata jest realizowane z udziałem białoruskiego sojusznika. W tym roku będzie to jeszcze większą demonstracją siły ze strony Moskwy – bo Białorusini coraz mocniej integrują się ze strukturami rosyjskimi. To efekt sytuacji politycznej w ich kraju oraz działań Alaksandra Łukaszenki, dla którego Rosja jest jedynym oparciem. Ćwiczenia Zapad-2021 pokażą, jak dalece zachodzą procesy integracji obu państw w sferze wojskowej, i czy trzeba będzie zmienić pod tym względem postrzeganie tego regionu. Zbliżenie Białorusi do Rosji jest szczególnie istotne dla krajów wschodniej flanki NATO z uwagi na strategiczne znaczenie obwodu kaliningradzkiego. Ścisły sojusz Mińska z Moskwą i wręcz dyslokacja wojsk rosyjskich na Białorusi oznaczać będą poważne pogorszenie bezpieczeństwa tzw. przesmyku suwalskiego, relatywnie niedużego obszaru łączącego kraje bałtyckie z Polską i resztą NATO, wciśniętego między wspomnianą kaliningradzką eksklawę Rosji a Białoruś. Jak mówił 20 sierpnia br. przedstawiciel rosyjskiego ministerstwa obrony Andriej Kartapołow, wspólne ćwiczenia białorusko-rosyjskie powinny pokazać krajom NATO, że nie warto niepokoić „rosyjskiego niedźwiedzia”.
Rosja zaczęła intensywnie rozbudowywać potencjał zbrojny na kierunku zachodnim po agresji na Ukrainę. Towarzyszyła temu intensyfikacja lotów sił powietrznych Rosji nad wodami Morza Bałtyckiego i generalnie wzrost napięcia w tej części Europy. W odpowiedzi, w lipcu 2016 r. na szczycie NATO w Warszawie, podjęto decyzję o wzmocnieniu wschodniej flanki Sojuszu. Od tamtej pory kontynuuje on politykę odstraszania i zarazem podtrzymywania otwartości na dialog z Rosją. Ta jednak nie chce rozmów i rozbudowuje ciągle potencjał militarny w Zachodnim Okręgu Wojskowym (ZOW), na kierunku uważanym przez rosyjskich strategów jako kluczowe potencjalne pole zbrojnego starcia z NATO.
Obecnie ZOW jest najpotężniejszym (i wciąż rozbudowywanym) z pięciu rosyjskich okręgów wojskowych. Rosjanie nie tylko dążą do pełnego ukompletowania istniejących wcześniej armii, korpusów i dywizji, lecz także tworzą nowe. W maju 2021 r. minister obrony Siergiej Szojgu zapowiedział, że do końca bieżącego roku w Zachodnim Okręgu Wojskowym zostanie sformowanych ok. 20 związków taktycznych i jednostek wojskowych. Jak piszą analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich, „łącznie w latach 2015–2020 potencjał ofensywny Wojsk Lądowych FR na zachodnim kierunku strategicznym zwiększony został o ponad 50 proc.”. Szczególnie uwagę zwraca rozbudowa sił zbrojnych w obwodzie kaliningradzkim. Położenie tej eksklawy – w połączeniu z informacjami, że Rosjanie wzmacniają w niej nie tylko potencjał obronny, lecz także ofensywny (np. zwiększanie liczby czołgów) – budzą coraz większe obawy o pogorszenie pozycji strategicznej Estonii, Łotwy i Litwy (w mniejszym stopniu Polski) w obliczu potencjalnej zbrojnej napaści rosyjskiej.
Już wcześniej było wiadomo, że możliwości militarne NATO są za słabe, żeby odeprzeć ewentualną inwazję na kraje bałtyckie. Różne symulacje wskazują, że mająca w tym rejonie wielokrotną przewagę armia rosyjska może zająć tę część Sojuszu w ciągu kilkudziesięciu godzin. Po pierwsze, z powodu słabości militarnej Estonii, Łotwy i Litwy. Po drugie, ze względu na położenie geograficzne: długa linia frontu z Rosją, za plecami Bałtyk i oddalenie od reszty NATO. Jedyne lądowe połączenie z sojusznikami przebiega przez wspomniany już tzw. przesmyk suwalski. Rosnący potencjał zbrojny Kaliningradu i zmiana sytuacji na Białorusi zwiększają zagrożenie dla tego lądowego pomostu między krajami bałtyckimi a resztą NATO. Co więcej, systemy rakietowe w eksklawie i Flota Bałtycka powodują, że Rosjanie w razie wojny nie tylko będą mogli odciąć Bałtów na lądzie, lecz także dość skutecznie blokować pomoc dla nich na morzu.
Rozwój sytuacji na Białorusi spowodował, że zwiększają się możliwości ofensywne Rosji na północnym odcinku wschodniej flanki NATO (od Estonii po Polskę). Tutaj też zresztą mamy do czynienia z bezpośrednią granicą Sojuszu z Federacją Rosyjską. Nie oznacza to jednak, że zagrożenia ze strony Moskwy nie ma dalej na południe. Oczywiście znaczenie ma fakt, że obecnie Rosję od krajów NATO (w tym wypadku chodzi głównie o Rumunię) oddzielają prozachodnie Ukraina i Mołdawia. Ale w przypadku obu tych „buforowych” państw istnieją okoliczności wskazujące, że trudno mówić o stabilności południowej części wschodniej flanki NATO (od Słowacji i Węgier przez Rumunię po Bułgarię). Przede wszystkim chodzi o tlący się konflikt zbrojny w Donbasie, okupację Krymu i ciągłe zagrożenie agresją militarną Rosji na Ukrainę. W zależności od zakresu tej potencjalnej inwazji zmienić się może sytuacja strategiczna także zachodnich sąsiadów Ukrainy. Inny destabilizujący czynnik to obecność rosyjskiego kontyngentu wojskowego w separatystycznym Naddniestrzu. Kilka tysięcy żołnierzy rosyjskich w połączeniu z siłami separatystów stanowią poważne zagrożenie nie tylko dla samej Mołdawii. Mogą również odegrać taktyczną rolę w przypadku inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Z uwagi na bliskie więzi Mołdawii z Rumunią automatycznie staje się to poważnym problemem bezpieczeństwa dla członka NATO. Jest też trzeci czynnik, czyli rosnący potencjał zbrojny Rosji na Morzu Czarnym. Pozwoliła na to aneksja Krymu. W ten sposób Rosjanie zagrażają wschodniej flance NATO na morzu: na północy (Bałtyk) i na południu (M. Czarne).
Rosja przedstawia rozwój potencjału militarnego na zachodniej rubieży, naprzeciwko wschodniej flanki NATO, jako odpowiedź na rzekomo agresywne działania Sojuszu. Taka narracja to przykład wojny informacyjnej, jaką od lat prowadzi Moskwa z Zachodem. I to właśnie jest jedno z głównych niemilitarnych zagrożeń ze strony Rosji dla krajów wschodniej flanki Sojuszu. Wojnę informacyjną prowadzi się na wielu frontach. Jeden z jej podstawowych kierunków to próba rozbicia jedności NATO – choćby temu służą częste fake newsy uderzające w obecność wojsk sojuszniczych w krajach bałtyckich czy w Polsce.
Rosja zagraża krajom wschodniej flanki NATO także poprzez prowokacje i próby destabilizacji politycznej. Najlepszym tego przykładem jest wojna hybrydowa prowadzona przez Łukaszenkę z wykorzystaniem nielegalnej imigracji. W przypadku Litwy nie udało się wywołać w ten sposób sporów w tym kraju. W Polsce strategia białorusko-rosyjska okazała się bardziej skuteczna, podsyciła głęboki wewnętrzny spór polityczny, istniejący w tym państwie od lat. Rosjanie używają różnych narzędzi, zależnie od przedmiotu ataków. W Estonii i na Łotwie grają kartą rosyjskojęzycznych mniejszości. Gdzie indziej rozgrywają zadawnione etniczne i historyczne spory między członkami NATO, ale też między nimi a choćby Ukrainą.
Wciąż potężnym instrumentem nacisku rosyjskiego, pokazującym skalę zagrożenia niemilitarnego ze strony Moskwy dla wschodniej flanki NATO, pozostaje energetyka, a dokładniej dostawy ropy naftowej i gazu. Rosjanie umiejętnie tym grali, na długo, zanim Putin zaatakował Ukrainę i wywołał „zimną wojnę 2.0” z Zachodem. Wciąż wiele państw Sojuszu jest w dużym stopniu uzależnionych od rosyjskich węglowodorów. Polityka dywersyfikacji prowadzona przez Polskę (import LNG, Baltic Pipe) powoli to zmieniają i zwiększają bezpieczeństwo także sąsiednich sojuszników, ale takie projekty jak niemiecko-rosyjski Nord Stream 2 mogą temu poważnie zagrozić. Należy pamiętać, że zagrożenie ze strony Rosji ma nie tylko militarne oblicze. Niestety, w tych innych aspektach wschodnia flanka NATO nie może liczyć na jednoznaczne wsparcie pozostałych sojuszników.