Jeśli pominiemy zagrożenie pandemią koronawirusa, to przyglądając się ostatnim wydarzeniom trudno nie odnieść wrażenia, że Europa Środkowa staje się coraz ważniejszym regionem walki o wpływy, toczonej przez najsilniejszych światowych graczy. Nie jest to nic zaskakującego, że Amerykanie, Rosjanie czy Chińczycy starają się wykorzystać każdą otwierającą się szansę na wzmocnienie swojej pozycji w poszczególnych środkowoeuropejskich stolicach. Ale to, co może być zaskoczeniem dla obserwatorów, to stosunkowo duża bierność największych aktorów europejskich. Wyraźnie widać, że Paryż i Berlin w pierwszej kolejności skupiają się na pilnowaniu spraw w Unii Europejskiej, szczególnie w kontekście negocjacji nad wieloletnim budżetem wspólnoty. Dodatkowo zarówno Kanclerz Niemiec Angela Merkel, jak i Prezydent Francji Emmanuel Macron muszą radzić sobie z wewnętrznymi kryzysami w swoich krajach. Coraz gorsze sondaże partii rządzących w Niemczech oraz kłopoty z przywództwem w CDU (Christlich Demokratische Union Deutschlands) oraz nieustająca fala protestów antyrządowych we Francji, powodują, że ani Berlin, ani Paryż nie interesują się Europą Środkową, jak można było obserwować to wcześniej.
W tej sytuacji nie dziwi dotychczasowa aktywność innych zainteresowanych tym regionem krajów, bo tak najprawdopodobniej należy odczytywać ostatnie wydarzenia. Najważniejszym sygnałem była deklaracja sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo, który w połowie lutego br. oświadczył o gotowości wyasygnowania miliarda dolarów na projekty energetyczne realizowane w państwach Inicjatywy Trójmorza. Za tym oświadczeniem kolejnym głosem była wypowiedź amerykańskiego sekretarza energii Dana Brouilette’a, który podczas dorocznej konferencji monachijskiej potwierdził gotowość USA do zablokowania projektu Nord Stream 2 dzięki skutecznie nałożonym sankcjom. Te dwa głosy pokazują determinację, z jaką Waszyngton włączył się do gry o rynek środkowoeuropejski. Amerykanie poprawnie bowiem dostrzegli, że w kręgach decyzyjnych wielu środkowoeuropejskich państw jest silna wola, by uwolnić się od zależności dostaw surowców energetycznych z jednego, rosyjskiego kierunku. Walka z rosyjskim monopolem został wpisana do strategii energetycznych nie tylko Polski, ale też państw bałtyckich czy Rumunii.
Inicjatywa Trójmorza wersja 2.0
Wszystko to stwarza dobrą koniunkturę dla nadania nowej dynamiki projektom (szczególnie tym energetycznym) zaplanowanym do realizacji w ramach Inicjatywy Trójmorza. Warto bowiem przypomnieć, że budowa połączeń infrastrukturalnych na linii północ-południe i współpraca energetyczna są jednymi z filarów tego porozumienia. Po pierwszych szczytach Inicjatywy Trójmorza, które miały przede wszystkim polityczny charakter (Dubrownik 2016, Warszawa 2017, Bukareszt 2018 i Lubiana 2019) i były okazją do spotkań głów państw środkowoeuropejskich, dla realizacji całego projektu potrzebne jest przejście na szczebel wykonalości. Uruchomienie pierwszych funduszy, zainicjowanie realizacji choćby kilku projektów będzie dowodem na wzrastające znaczenie całej Inicjatywy Trójmorza, co szczególnie dla państw wahających się powinno stanowić wyraźny sygnał, że nie ogranicza się ona wyłącznie do spotkań prezydentów. Z drugiej strony istnieje zarysowujące się na horyzoncie niebezpieczeństwo, że bez uruchomienia realizacji konkretnych projektów infrastrukturalnych, cała inicjatywa nowej formy współpracy regionalnej przerodzi się w coroczne spotkanie polityków bez większego wpływu na procesy decyzyjne, co w rezultacie może sprawić, że zacznie naturalnie zamierać. Nie ma gwarancji, że każdy z regionalnych projektów współpracy jest skazany na sukces, czego najlepszym przykładem może być historia Inicjatywy Środkowoeuropejskiej (Central European Initiative). Ten projekt, uruchomiony pod koniec 1989 r., miał być główną formą organizacji Europy Środkowej, dziś mało kto potrafi wymienić, jakie są jej cele czy oficjalna siedziba. Inicjatywa Środkowoeuropejska jest dobrym przykładem pokazującym, jak trudno takim pomysłom przejść z poziomu teoretycznego na praktyczny, a samo utworzenie sekretariatu, powołanie formalnych ram instytucjonalnych, nawet stały budżet jeszcze nie gwarantują sukcesu. Inicjatywie Trójmorza bliżej do formatu organizacyjnego wypracowanego przez Grupę Wyszehradzką, która mimo utworzenia jej w 1991 r. do dziś nie jest sformalizowaną organizacją międzynarodową, lecz niezinstytucjonalizowanym porozumieniem regionalnym. A przecież dziś to właśnie Grupa Wyszehradzkiej jest najbardziej rozpoznawalnym ugrupowaniem regionalnym w Europie Środkowej. Niesformalizowany charakter współpracy ma jednak jedną dużą trudność – musi ciągle udowadniać swoją przydatność, stale mobilizować państwa członkowskie do aktywności i współpracy. Łatwiej to uczynić w przypadku niewielkiej koalicji zainteresowanych, jak cztery państwa wyszehradzkie, o wiele trudniej natomiast zmobilizować dwanaście państw czasem tak od siebie odległych jak Estonia i Słowenia.
USA in – China out
Stany Zjednoczone udowodniły już raz wsparcie dla projektu, gdy na spotkanie Inicjatywy Trójmorza do Warszawy w 2017 r. przyjechał prezydent Donald Trump. Warto przypomnieć, że po pierwszej konferencji w Dubrowniku, na której prezydenci lub ich przedstawiciele założyli nieformalną inicjatywę dwunastu państwa, nie wszystkie zaproszone kraje podzielały ten sam entuzjazm na myśl o nowej propozycji regionalnej współpracy. Po tym inauguracyjnym szczycie podniosły się liczne głosy ekspertów wskazujących, że projekt Inicjatywy Trójmorza jest nieprecyzyjny i niedopowiedziany, szczególnie w porównaniu do dobrze funkcjonującej Grupy Wyszehradzkiej. To właśnie wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce latem 2017 roku i jego jednoznaczne wsparcie dla nowego projektu współpracy środkowoeuropejskiej przesądziło o trwałości inicjatywy. Należy pamiętać, że specjalnie dla prezydenta Stanów Zjednoczonych zmieniono miejsce spotkania przywódców środkowoeuropejskich z Wrocławia na Warszawę, w stolicy Dolnego Śląska pozostawiono jedynie Forum Biznesu, które pierwotnie miało być spotkaniem towarzyszącym najważniejszemu wydarzeniu. W tym kontekście warto spojrzeć na wspomnianą wyżej deklarację Mike’a Pompeo, jako na ponowne podanie swoistej kroplówki dla Inicjatywy Trójmorza. W sytuacji, w której tylko połowa państw uczestniczących w projekcie zadeklarowała swoje zainteresowanie przystąpieniem do mechanizmu finansowego w postaci powołanego w 2018 roku Funduszu Trójmorza, a jedynie cztery formalnie zrealizowały te zapowiedzi (Polska, Rumunia, Czechy, Łotwa), tak mocny sygnał wsparcia ze strony USA – nieformalnego patrona całej inicjatywy – był bardzo pożądany. Oczywiście nie oznacza to, że amerykańskie zaangażowanie finansowe ma charakter charytatywny. Po pierwsze, oferta Pompeo dotyczy inwestycji jedynie w sektor energetyczny, natomiast nie w projekty infrastrukturalne (szczególnie drogowe i kolejowe), oraz plany cyfryzacyjne (ważne z punktu widzenia procesu nadrabiania dystansu innowacyjnego w stosunku do Europy Zachodniej). Nie zmienia to jednak faktu, że ewentualne przekazanie środków amerykańskich na projekty energetyczne pozwoli na przesunięcie lokalnego kapitału na pozostałe obszary.
Innym elementem, który ma duży potencjał zmiany znaczenia Europy Środkowej, jest uruchomiony we wrześniu 2019 roku wspólny indeks giełdowy CCEplus, stworzony przez państwa Grupy Wyszehradzkiej i giełdy Chorwacji, Rumunii oraz Słowenii. Z jednej strony stanowi on doskonałą formę promocji najlepszych przedsiębiorstw w regionie, których akcje są oferowane inwestorom, a z drugiej wzmacnia ich pozycję na rynku wobec największych międzynarodowych gigantów. Fundusz Trójmorza czy wspólna giełda mają być tymi instrumentami finansowymi, które w zamierzeniach będą odpowiadać na największą bolączkę regionu – brak kapitału inwestycyjnego, który jest tak bardzo potrzebny do uruchomienia projektów infrastrukturalnych wpisanych na listę wspólnych przedsięwzięć Inicjatywy Trójmorza, jak i tych o znaczeniu strategicznym dla poszczególnych państw regionu. Bynajmniej nie oznacza to, że celem takich działań jest zbudowanie alternatywnego pomysłu wobec mechanizmów wspólnotowych funkcjonujących w Unii Europejskiej, lecz chodzi raczej o ich uzupełnienie. Mając bowiem świadomość konsekwencji finansowych związanych z wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oczywistym jest, że przyszły budżet wspólnoty będzie mniejszy od dotychczasowego. Jednocześnie, przesunięcie akcentów na unijną politykę klimatyczną czy też migracyjną, a teraz antykryzysową w związku z szalejącą epidemią, powoduje, że na strategiczne projekty infrastrukturalne w Europie Środkowej może zabraknąć środków z funduszy spójności czy innych projektów. Poszczególne państwa Europy Środkowej podjęły ogromny wysiłek, by po przystąpieniu do Unii Europejskiej, po trudnych czasach przynależności do bloku wschodniego, nadrobić dystans to starych członków Wspólnoty. Proces ten nie jest wciąż dokończony, a ewentualne jego zatrzymanie może na długo opóźnić wyrównywanie nie tylko standardów życia w poszczególnych państwach Unii Europejskiej, ale przede wszystkim szans rozwojowych. Bez silnego „boomu” modernizacyjnego, swoistego nowego Planu Marshalla dla regionu, czego warunkiem koniecznym jest podniesienie standardów infrastrukturalnych, komunikacyjnych czy cyfrowych, Europa Środkowa może pozostać w stadium gospodarki peryferyjnej, pomocniczej dla nowocześniejszych centrów przemysłowych na Zachodzie. Nad powyższymi planami w chwili obecnej zawisło największe zagrożenie – pandemia koronawirusa. Dziś (tekst powstał w marcu 2020 r.) nie jest znane, jakie będą globalne konsekwencje pandemii COVID-19. Z jednej strony, obecna sytuacja mocno naruszyła wizerunek Chin jako państwa nowoczesnego i będącego atrakcyjnym partnerem biznesowym czy politycznym. Jeśli do opinii publicznej przedostanie się więcej informacji o lekceważeniu zagrożenia, o ukrywaniu faktycznej skali epidemii lub o braku współpracy w przekazywaniu informacji partnerom europejskim, podważy to w opinii społecznej przekonanie o pozytywnym wpływie kooperacji z chińskimi partnerami. Z perspektywy rządzących w poszczególnych państwach będzie bardzo ryzykowne w nowej sytuacji postulowanie pogłębiania współpracy z Chinami, szczególnie w obszarze technologii teleinformatycznych czy inwestycji w infrastrukturę krytyczną (bardzo szeroko pojmowaną). Z drugiej strony wpływ koronawirusa na gospodarkę jest w tej chwili nieprzewidywalny – może się okazać, że zamiast współpracy międzynarodowej wygra izolacjonizm, który spowoduje zamrożenie różnych form kooperacji w dotychczasowych formatach. Nieprzewidywalność sytuacji jest też największym lękiem, który paraliżuje potencjalnych inwestorów, a tych Europa Środkowa potrzebuje do realizacji wszystkich zamierzonych planów i rozwoju. Trudno dziś przewidzieć, jak z sytuacji kryzysowej wyjdzie cała Unia Europejska, a szczególnie instytucje wspólnotowe jak Parlament i Komisja Europejska, które już teraz są krytykowane za zajmowanie się sprawami nieistotnymi i brak odpowiedniej reakcji w obszarach ich kompetencji. Pandemia koronawirusa zmieni cały świat, niewątpliwie także Unię Europejską i region Europy Środkowej. Dla projektu Inicjatywy Trójmorza kluczowe będzie utrzymanie chęci kontynuacji współpracy w znanym formacie i uzyskanie realnego wsparcia ze strony partnerów zewnętrznych, w pierwszej kolejności inwestorów amerykańskich, chcących umocnić swoją pozycję na rynku surowców energetycznych w tej części Europy.
Autor: Prof. Piotr Bajda